Post Image

Poniedziałek. Kto właściwie lubi poniedziałki? Poniedziałek jest na ogół odpowiedzialny za rozpoczęcie siermiężnego tygodnia pracy, a w związku z tym wymusza na człowieku, aby ten rano wstał, przygotował się, zjadł śniadanie, wypił kawę i zasuwał co najmniej osiem godzin w robocie, której szczerze nienawidzi. Tak, poniedziałek to bardzo zły dzień dla większości osób na świecie, gdyż muszą się użerać ze swoimi szefami, ze współpracownikami, z klientami i z wiecznymi pretensjami.

Jednak w tej całej kupie wymuszonych obowiązków są takie poniedziałki, które szczególnie zapadają w pamięć. Jednym z takich poniedziałków jest ten konkretny poniedziałek, gdzie pozornie nic złego nie mogło się wydarzyć. Letni poranek przyniósł ze sobą słońce, zieleń, ptaki rozśpiewane oraz błękit nieba bez żadnej widocznej na horyzoncie chmurki. Wprost idylla namalowana przez naturę.

I być może również Michael Corfu zgodziłby się z powyższym stwierdzeniem i docenił idealny poranek, gdyby nie miał problemów na głowie. Nie były to zwyczajne drobnostki typowe dla pracownika niższego szczeblu, że na przykład musi powiedzieć swojemu przełożonemu, że spóźni się do pracy. O, nie!

Ta szczególna, niebezpieczna udręka właśnie w tej chwili dobijała mu się do drzwi, bo musicie coś wiedzieć o panie Corfu. Michael jest księgowym i to byle jakim księgowym, bo księgowym mafii. Tak się złożyło, że ten niepozorny chudzina o wątłej posturze i kwestionowanej urodzie przez kilka ostatnich lat okradał Jona Bergamo, mafiosa z krwi i kości. Los – podły, mściwy, a może w tym wypadku sprawiedliwy? – tak chciał, że Jon dowiedział się o uczynkach swego księgowego właśnie dzisiaj rano i wysłał swoich goryli, aby ci przemówili do rozsądku Corfu łamiąc mu nogi i szczękę. Taki był plan działania.

Tak, ten konkretny poniedziałek zapowiadał się jako coś naprawdę wyjątkowo podłego i to nie tylko dla naszego chciwego księgowego. Innym pechowcem tego dnia miał być Mark Sutro, gangster w sile wieku, który kopniakiem otworzył wejście do mieszkania, w którym to chował się złodziej od siedmiu boleści. Brutal z impetem wszedł do środku i pochwycił za gardło mizernego człowieka. Chciał mu pokazać kto tu rządzi, ale będąc upojony władzą nie zauważył, że gagatek, którego trzyma w swoich silnych łapskach posiada przy sobie rewolwer. I jak już mogliście się domyśleć, ten mały szczegół wypalił podczas szamotaniny. Był to typowy, pechowy przypadek, ale zrobił swoje. Pocisk wystrzelił z hukiem. Zmiażdżył krtań i rozerwał szyję przestępcy. Zanim Sutro upadł bezwładnie na ziemię to zdążył wykitować. Przynajmniej miał szybką śmierć.

Trzecią osobą, która tego konkretnego poniedziałku w lipcowym wydaniu nie zapamięta jako najbardziej szczęśliwy dzień w roku była Susan Trevor. Susan była piękną, blondwłosą kobietą o dużych ambicjach. Niestety dla jej przyszłości miała tyle czelności, aby zaparkować swoim nowiuteńkim wozem akurat w miejscu, gdzie chwilę później runął podziurawiony Michael. Siła upadku wyrzuconego przez okno księgowego była na tyle potężna, że trup wgniótł dach auta jednocześnie skręcając biednej kobiecinie kark. Sprawcą tego niefortunnego zamieszania był partner zabitego Marka, czyli pan Hank. Po prostu Hank, który nie przechwalał się swoim nazwiskiem.

Zamordowanie księgowego to była oczywista zemsta za partnera jednak ta zemsta doprowadziła do kolejnej absurdalnej sytuacji w całej tej bajeczce, gdyż łotr został zaskoczony na korytarzu przez tajniaków, którzy wyskoczyli z sąsiednich mieszkań, bo warto w tym miejscu wiedzieć, że cała ta akcja była zaplanowana. Może nie do końca w takim wydaniu, ale bądź co bądź istniał szkic całej tej sytuacji.

Otóż miejscowi policjanci, FBI i inne służby specjalnie poszły na układ z księgowym Corfu. Na gorącym uczynku mieli złapać bandytów i zyskać niepodważalne dowody brutalności pana Bergamo, a mając księgi wieczyste, dokumenty i innego świadectwa wskazujące na nielegalne sprawunki szefa mafii, ten miał zostać aresztowany i skazany na dożywocie. I to wszystko dzięki odważnej postawie (chociaż nie miał i tak innego wyjścia) rachmistrza. Nikt jednak nie przewidział, że Michael tak mocno narobi w gacie ze strachu, że chwyci za broń i kto by przypuszczał, że taki nicpoń mógłby mieć w swoim mieszkaniu jakiegoś gnata i postrzeli zupełnie i szczerze przypadkiem jednego z gangsterów i wykolei cały plan na samym starcie.

Tak więc można powiedzieć, że ten konkretny poniedziałek był szczególnie pechowy i przedstawieni „bohaterowie” to nie były jedyne ofiary tego okrutnego dnia. Nie licząc miliardów nieszczęśników zmuszonych przez system do cotygodniowej harówki to również sam Jon Bergamo nie mógł zaliczyć poniedziałku do swoich lepszych dni, gdyż popołudniu i tak został aresztowany pod zarzutem morderstwa, haraczy i oszust podatkowych. Jak się okazało, zebrane dowody były w zupełności wystarczające, aby skazać łotra na długie lata odsiadki.

I pomimo tego, że policja w końcu dopadła tego nieuchwytnego przez lata szelmę to komendant nadzorujący całą tę akcję nie mógł czuć się zwycięzcą, gdyż oceniając całą operację po ilości trupów, których miało w ogóle nie być musiał podać się do dymisji, aby uniknąć jeszcze większych problemów. Uciekając na emeryturę, pan Joshua Simon przeprowadził się na bezdroża Stanów Zjednoczonych, gdzie do końca swych dni uprawiał rolę. I tak się złożyło, że umarł kilka lat później w swoim łóżku w… poniedziałek.

Zatem nie mając żadnych wątpliwości możemy podsumować jednym, prostym zdaniem – tak, poniedziałek to bardzo zły dzień.

Comments are closed.