Oto kłamstwo tak nikczemne, tak głęboko zakorzenione, tak podłe, zgniłe i złe, że z tej zniewagi wyrosła okrutna, wulgarna opowieść o zagładzie człowieczeństwa, zaniku jasności, Boskiej diabelskości oraz o zielonym plugastwie, które napędzało walec miażdżący tanią prozę i mało wyrafinowaną poezję dna.
Oto kłamstwo o długich nogach, kościstych dłoniach, pustym spojrzeniu, trupim zapachu, ponurej atmosferze, gorzkiej słodyczy, naiwnej naiwności i błogiej niewiedzy. Kłamstwo pierwowzoru, kłamstwo pionierów zagubionych w gęstwinie metafor i obłudy. Kłamstwo pierwszego i ostatniego wersu. Kłamstwo drogi, kłamstwo przystani, kłamstwo latarni i bezpiecznego schronienia. Kłamstwo tworzenia, wyobraźni, magii i szerokich horyzontów.
A pod tą warstwą kurzu, pyłu, niedoskonałości, trywializmu, sztucznych uniesień, niedołężnego patosu i cuchnącego mięsa kryje się prawda. Prawda o historii, o człowieku, o mieście. Prawda o morderstwach, potworze i koszmarze. Prawda o szaleństwie, o szeptach, trwodze, bólu i cierpieniu. Prawda o Pierwszej Kronice. Prawda o Haven City. Prawda o Michaelu. Prawda o… mnie. Prawda o tym, że wróciłem, by raz jeszcze opowiedzieć swoją historię, ale tym razem bez kłamstw. Więc jaka jest prawdziwa historia Michaela Knighta?
Jedno pozostaje niezmienne w tej opowieści – każdy z nas nosi pod skórą skurwysyna, który wyłazi z naszych ran jak zepsute osocze, gdy słyszy zbliżającą się Apokalipsę, bo nic nie jest błahe, gdy dotyczy ciebie bezpośrednio.
Śnieg sypał z nocnego nieba jak konfetti na diabelskiej paradzie.