Medium: Mroczny pasażer, Rozdział I – część III
Podwładny nie wiedział wszystkiego o swoim wciąż nowym szefie. Aleksander Crane przede wszystkim był znany, że powstrzymał Mistrza Marionetek, seryjnego mordercę, który bez skrupułów zabijał i okaleczał swoje ofiary tworząc z nich ludzkie lalki. Tak brzmiała oficjalna notatka. Stał się bohaterem, który w niewyjaśnionych okolicznościach zabił potwora. Prawda była jednak znacznie brutalniejsza. Drążyła w jego duszy kanaliki, w których płynął jad pochodzący z wyrzutów sumienia.
Były detektyw wciąż jest wyjątkową osobą. Posiada niezwykłą zdolność wchodzenia w drugi, bardziej mroczny świat. On nie tylko widzi obrazy serwowane przez wizję, ale uczestniczy w nich. Obcuje z tym powykręcanym, chorym i zepsutym pejzażem. Czym brutalniejsza była zbrodnia tym łatwiej było mu wejść pod kotarę rzeczywistości, by ujrzeć parszywą twarz zbrodniarza. Nie wiedział jednak, że każde takie przekleństwo posiada osobliwe skutki uboczne. W jego duszy jak ziarno nieprawidłowości zaczął kiełkować i rosnąć w siłę mroczny pasażer.
Z czasem coraz częściej bez świadomości bohatera przejmował ciało gospodarza. To Alex był Mistrzem Marionetek. Demon, zjawa, bestia siedząca pod skórą bawiła się z nim podsuwając kolejne dowody. Dopiero heroiczna postawa jego zmarłego przyjaciela, Bena Clarksona, oficjalnie uznanego za seryjnego mordercę sprawiła, że Crane odzyskał panowanie nad swoim ciałem. I od tego dnia bez przerwy walczy o przetrwanie.
W pożodze krępujących myśli obdartych ze wszelkich pozytywnych intencji szeryf pojechał do znajdującego się niedaleko rezerwatu Indian. Nie był jeszcze gotowy, by stanąć przed zrozpaczonym ojcem i powiedzieć mu, że właśnie stracił swoje ostatnie dziecko. Postanowił więc wpierw udać się po pomoc.
W najczarniejszej godzinie tuż przed świtem zapukał do drzwi. Po dłuższej, krępującej ciszy na progu stanął gruby mężczyzna ubrany w ciasną, trochę za małą podkoszulkę napiętą na wielkim brzuchu i wczorajszą bieliznę. Półprzytomnym wzrokiem spojrzał się na nocnego gościa i bez słowa zaprosił do środka. Tylko zamruczał coś pod nosem, ale bohater uznał, że nie było to coś niezwykle pilnego, by dopytać.
W środku unosił się specyficzny zaduch ziół i dymu ze świeżo zgaszonych świeczek. Usiedli koło niewielkiego stolika, na którym leżały zwinięte w bibułę wysuszone specyfiki. Pół Indianin, pół Amerykanin wziął w dłoń dymiącą się jeszcze fajkę i zaciągnął się. Wypuścił idealnie biały dym pachnący leśnymi owocami. Doświadczony człowiek mógł również poczuć charakterystyczną woń marihuany.
– Lenny, co ty właściwie palisz? – rzekł lekko sfrustrowany policjant nie widząc samemu na co konkretnie jest zły. Nie miało to jednak nic wspólnego z małym hobby jego przyjaciela
– Testuję nową mieszankę. Chcesz spróbować? Nieźle kopie.
– Nie dzisiaj. – wyraźnie zgaszony przyciągnął uwagę palacza
– No dobra. Coś się stało, bo tak wcześnie jeszcze nie byłeś u mnie. Wal śmiało. – zaciągnął się ponownie, ale zbyt duża dawka wymusiła na nim samowolne krztuszenie się
– Muszę powiedzieć Benettom, że ich córka nie żyje. Została bez żadnych wątpliwości zamordowana.
Radosna chociaż wciąż walcząca ze snem twarz słuchacza momentalnie zmieniła swoje rysy dopasowując się niezręcznie do sytuacji. Poczuł wręcz lekki zgrzyt emocjonalny oglądając jak wesoły dymek unosi się w powietrze. Mało zgrabnie, ale z należytą powagą odłożył swoją zabawkę.
– To nie byłem ja. – Alex błyskawicznie dodał widząc zmartwionego Indianina
– Wcale tak nie pomyślałem. – rzucił komentarz, ale obaj wiedzieli, że nie mówi prawdy – Więc „on” się odezwał?
– I to jeszcze jak.
– Mówił coś konkretnego?
– Najgorsze w jego słowach było to, że miał absolutną rację. Powiedział, że poczułem ulgę. Rozumiesz? Zobaczyłem pobitą brutalnie martwą dziewczynkę i miał cholerną rację, że jedyne co poczułem w tamtej chwili to pieprzona ulga. Ze wszystkich emocji jakie człowiek może mieć w takiej sytuacji, ja poczułem w pewnym sensie radość z tego, że to nie ja ją zamordowałem. Co gorsza ledwo powstrzymałem wizję. Było w tym miejscu tyle zła, wylanej złości, że śmierdziało śmiercią. Miałem ochotę zwymiotować.
– On ciebie podpuszcza. Pamiętaj, jeszcze jedna wizja i znów ciebie pochłonie, a wtedy…
– Wiem, wiem i to mnie martwi. Nie będzie odwrotu. – spojrzeli na siebie po męsku, szorstko, ale z wielką troską – Jeśli to się wydarzy to pamiętaj, obiecałeś mi to.
– Nie zapomina się takich obietnic: z wyrzutem sumienia strzelę ci prosto między oczy i zakopię na pustkowiu. Pamiętam Alex.
– To dobrze.
Comments are closed.