Pierwsze co ujrzał to rozebrane ciało Duncana ustawione w pozycji modlitewnej. Płaty skóry z pleców zostały wycięte i przymocowane linkami do sufitu, by przypominały skrzydła. Mężczyzna siedząc na kolanach przechylał się lekko do przodu opierając swój ciężar czołem opartym na krzyżu. Ta konstrukcja miała ponad metr wysokości i prawie tyle samo szerokości. Zbliżając się do ofiary zauważyć można było również połączone dłonie jednym, wielkim, prawdopodobnie mosiężnym gwoździem. Tak złączone ręce opierały się o metalową rurkę wbitą na niewielką głębokość w podłogę. Bardzo szybko Alex skojarzył tę część ołtarza z narzędziem zbrodni znalezionym przy dziewczynce.
 
Na kafelkach krwią namalowane były trzy trójkąty. Środkowa figura dotykała wierzchołkiem podstawy krzyża, natomiast te boczne trójkąty odchylone były w lustrzanym odbiciu na boki tworząc iluzję narysowanej korony. Z podstawy natomiast w stronę drzwi wychodził wąż robiąc dość nierówne półkole, by jego paszcza w połowie znikała w trójkątach.
 
Dodatkowo na pozostałych wierzchołkach korony stały po trzy zapachowe świeczki, ale tylko dwie z nich były zapalone. Na trzeciej nie było żadnych śladów, by ktokolwiek próbował podpalić lont.
 
Spoglądając na przód nieszczęśnika dostrzec można było wyschnięty wosk tworzący kilka pionowych linii zaczynające się od barków. Trzy po prawej stronie i tylko dwa strumyki od lewej. Na niewygolonej klatce piersiowej był również wyryty na skórze ten sam symbol co na podłodze. Jedyną różnicą był wąż, który chował się w połowie drogi. Tym miejscem był rozpruty pępek, z którego jeszcze sączyła się niewielka ilość krwi do postawionego między ciałem a rurką małego, drewnianego wiaderka. Rana nie była zbyt głęboka.
 
Dopiero zerkając dokładnej na dwie grube belki tworzące prowizoryczny krzyż były detektyw zauważył na krańcach ramion postawione po jednym na stronę oczy. Przypominając sobie, że widział te części ciała w słoiku przypuścił, że mogą należeć do córki Benettów. Nie miał jednak pewności czy ofiar nie jest więcej.
 
Po prawej stronie od ołtarza stało rozbite lustro. Było tak brutalnie potraktowane, że praktycznie żaden skrawek nie pozostał na ścianie. Natomiast z drugiej strony panowała względna czystość. Właśnie w tym kierunku się udał i po kolei zaczął otwierać kabiny. Ku zaskoczeniu w żadnej nie było skradzionego ciała. W głowie narodziło się wstrętne pytanie – do czego potrzebuje jeszcze ciało Rossie?
 
– Tu jej nie ma. – tego głosu nie rozpoznał. Był zniekształcony jakby ktoś puścił stare nagranie i jakość materiału wołała o pomstę do nieba.
 
Odwrócił się z wycelowaną bronią kierując swój wzrok na wyjście z toalety. Nie było tam nikogo. W pierwszej chwili uwierzył, że jego mroczny gość igra z nim. Tylko do tej pory tego nie robił. Czuł w środku, że to coś o wiele dziwniejszego. Nie musiał długo czekać, gdy stanął jak wryty, gdy pochylona głowa Duncana uniosła się. Łamiąc kark głowa obróciła się zaczynając z prawej strony w kierunku Aleksandra. Wyraźnie było słychać chrupnięcia, gdy kości pękały.
 
– To… to niemożliwe. – z trudem wydobył jakiekolwiek słowa z ust
 
Szok był tak wielki, że pistolet zaczął mu ciążyć w dłoni. Zesztywniały opuścił kończynę. Pierwszy raz od felernego dnia, gdy jako młodzieniec doznał wizji i zobaczył przerażającego klauna, poczuł strach. Niekontrolowany wylew emocji paraliżujący jego ciało. Chciał rzucić wszystko i wybiec, ale jakaś niewidzialna, prymitywna siła trzymała go w miejscu. Powtarzał bez przerwy, że to niemożliwe, no bo w końcu doskonale znał procedurę wchodzenia w wizję.
 
Obserwując skręcającą głowę i śledzące go oczy przyłożył drżącą dłoń do klatki piersiowej. Serce biło jak oszalałe. To nie mogła być wizja. Bezsprzecznie negował obraz, który widział. Przedstawienie trwało dalej ku zaskoczeniu jednoosobowej widowni. Trup otworzył sine usta bardzo szeroko wyłamując dolną szczękę z zawiasów.
Comments are closed.