– Część. – ten sam głos odezwał się z nieruchomych ust. Natychmiast umysł Crane’a dopasował tę scenę do wspomnień, gdy po raz pierwszy zetknął się z Mistrzem Marionetek. Następnie usłyszał nieznośny, krótki świergot bardzo przypominający niezdrowy chichot.

Upuścił w natłoku chorych myśli odbezpieczoną spluwę. Ta upadając niefortunnie wystrzeliła. Huk wstrząsnął szeryfem, który po chwili zorientował się, że ciało jego policjanta stoi nieruchomo tak jak je został, gdy przekraczał próg pomieszczenia chwilę wcześniej. Bardzo się zdziwił również brakiem odzewu od własnego demona. Nie usłyszał triumfalnych owacji na stojąco. Jego przekleństwo nie odważyło się wypowiedzieć ani jednego słowa. To równie było bardzo zastanawiające.

Starając się równomiernie oddychać nieśmiało zerkał w stronę ofiary. Był zawieszony w dziwnym emocjonalno-fizycznym stanie. Czuł jakby zaraz miał upaść ze względu na utratę równowagi, ale ten ostatni krok w przepaść nie nadchodził. Osunął się na ziemię. Gdy opanował w końcu nerwy i schował jeszcze rozgrzany pistolet po wystrzale jego umysł został zalany wyrzutami sumienia. Nie mógł uwierzyć, że on, sam Aleksander Crane wystraszył się tej jakże bezsensownej scenie. Jak w ogóle śmiał się tak łatwo poddać halucynacjom?

Odliczając równo cztery minuty na zegarku postanowił zebrać resztki swoich sił. To był dobry moment słysząc ciche pojękiwanie ambulansu, który zbliżał się w stronę restauracji. Musiał tylko teraz wytłumaczyć to małe potknięcie w postaci utkwionego w ścianie pocisku. Wracając do świata żywych nawet sarkastycznie uśmiechnął się pod nosem widząc dodatkową dziurę, której był autorem.

Wyszedł początkowo słaniając się na nogach. Dopiero po krótkim treningu mięśnie na nowo przyzwyczaiły się do ciężaru ciała. Na zewnątrz zobaczył całą grupę znajomych sylwetek. Dwóch sanitariuszy w postaci Jamesa Chaveza oraz Trenta Montgomery, którzy pomagali okaleczonemu Sebastianowi. Poszkodowany wciąż nie mógł odzyskać kontaktu ze światem. Dopiero w szpitalu okazało się, że nie tylko stracił wzrok, ale morderca również okradł go ze wszystkich dźwięków przebijając bębenki.

Na tyłach sklepu stał również zmartwiony Jack Rubin z Carterem Donovanem. Początkowo nie zauważyli szeryfa wychodzącego ślamazarnie z baru zajęci nerwową rozmową. Natomiast Joshua Vince starannie wziął się do roboty przeszukując drewnianą szopę.

– Jack, możesz podejść? – zdyszany, lekko łamiący się głos przykuł uwagę zastępcy. Błyskawicznie doskoczył do przełożonego. – Mamy problem. – słysząc to mężczyzna przygotował się na najgorsze. Pomimo psychicznej blokady, którą sobie założył nie był gotowy na następującą wiadomość. Nikt z nich nie był na to przygotowany. – Thomas nie żyje.

Poprzednie
Lustro
Następne
Dobry dzień
Comments are closed.