20 października 2022 - Inne Opowiadania

Ojcze, coś wisiał dziesięć dni i nocy na suchej gałęzi, powiedz mi, gdzie zgubiłem słowa nikczemne w mym zatrutym piórze, ponieważ płynę samotnie przez morze bękartów wzburzone niczym soki trawienne lodowatego olbrzyma głodnego jak wszyscy diabli.

Ojcze, co u twych stóp kłaniają się wojownicy ze wszystkich zakątków naszej podłej egzystencji, powiedz mi, dlaczego czuję się tak pusty, tak wyblakły jak porzucona kartka papieru i czemu jestem tak oschły i oziębły wobec własnego odbicia w cudzym lustrze co cuchnie ściekami fałszywych idei, przeklętych obietnic i żałobnic plugawych oddające swe ciała pod kurhanami bezwstydnych proroków.

Ojcze, królu bogów przeklętych przez wiedźmy pradawne co tkają nasze przeznaczenia, powiedz mi, kim się stałem w mrokach dziejów, ponieważ jedynie co dostrzegam to nadęty brzuch potwora wielki niczym góra niespełnionych obietnic i rozległy niczym nasze kłamliwe przyrzeczenia dane nam w dniu naszych narodzin.

Ojcze, straszliwy wędrowcze co zatracił swą boskość na granicy zdrowego rozsądku ludzkości, powiedz przy sadzawce wszelkiej wiedzy i przy drzewie światów co żem uczynił, że moje serce zamarzło pustką niczyją, gdzie bezdech natchnienia chichocze jak ostatnia ladacznica przy resztkach szaleńczego zrywu.

Ojcze, co władasz włócznią szlachetnej wojny, której nie sposób wygrać, powiedz mi, gdzie ukryły się ścieżki płochych mędrców, egoistycznych literatów i bezwstydnych poetów prowadzące do oceanu parszywych symboli, okrutnych metafor oraz samozwańczych krain żyjących poza wyobraźnią pierwszego człowieka.

Ojcze, który nie potrafiłeś zmienić swojego przeznaczenia, powiedz mi, dokąd zmierza mój żywot pełen pogardy, zapomnienia i tej zjadającej mnie szarańczy, bo upadłem tak nisko, że jedynie co widzę to podwójne oblicze twej przyszywanej córy, która szepcząc mi, wulgarne zaklęcia powoli usypia na wieczne potępienie.

Ojcze, co kłaniam się tobie w niebycie na pogańskich równinach wiary jako twój syn marnotrawny, powiedz mi gdzie znajdę swój młot weny, swój pas cnoty, swój talent obiecany i chęć zagubioną podczas wichrów perturbacji olimpijskich zmagań z wielkim wilkiem co przykrył swym cieniem światło zbawienia.

Ojcze… Wszechojcze… i chociaż twe usta milkną w echu moich wątłych wątpliwości i plugawych zagadnień, powiedz mi, pomimo wszelkich zakazów nieistnienia i twoich bezskutecznych prób wyłudzenia piękniejszego finału boskich zmagań na północnych stepach mitów i legend, czy istnieje nikła szansa na zmianę mojego okrutnego losu jeśli tobie ta sztuka się nie udała? Powiedz mi, a przybędę na twoją ucztę.