29 maja 2018 - Inne Opowiadania

Zacięta na jednym fragmencie muzyka wypełnia salę balową, gdzie pośrodku stał wielki, drewniany stół okuty złotymi zdobieniami. Brakowało oklasków, gromkich śmiechów, zażartych dyskusji czy hucznych uderzeń o podłogę roztańczonych gości. Przysłuchując się bliżej, odrzucając irytującą w końcu nutę z gramofonu w powietrzu można wychwycić bzyczenie tłustych much. Jak miniaturowe sępy krążyły wokół makabrycznej sceny nieruchomych gości zamkniętych w osobliwym portrecie ich własnej zguby.

Na szczycie stołu ułożył się w ekscentrycznej pozie gospodarz. Siwy, rosły mężczyzna doświadczony przez życie opierał się o zdobione krzesło wygięty do tyłu. Ręce pionowo opadały do ziemi, a w prawej dłonie wciąż ściskał widelec z nadzianym kawałkiem soczystej cielęciny. Z gardła wystawała rękojeść noża, a leniwa stróżka krwi rysowała po delikatnej, gładkiej skórze rzekę histerycznej rozpaczy.

Po jego prawicy siedziała jego żona. Rudowłosa piękność o błękitnym spojrzeniu. Nie przypominała siebie z lat świetności będąc utopiona w zupie pomidorowej. Jej owalna twarz nadal zażywała opłakanej w skutkach kąpieli. Minęło jednak wystarczająco dużo czasu, gdyż wzburzone fale na talerzu schowały się pod bladoczerwoną taflą dania.

Obok kobiety leżał mężczyzna. Młody, wysportowany ze złamanym karkiem wykrzywionym po niefortunnym upadku wprost uderzając o krawędź siedzenia pobliskiego krzesła pięknie przyozdobionego skórkowym wykończeniem. Twarz wykrzywiła się w karykaturalną postać klauna z wysuniętym, lekko napuchniętym jęzorem. Całość tragikomicznej fasy dopełniały szeroko rozstawione ramiona jakby ów człowiek próbował z radości objąć szczęście. Spotkał jedynie chłód zawodu.

Na kolejnym miejscu w tej wesołej wyliczance znajdowała się kobieta o śniadej cerze pokryta licznymi piegami. Jej kręcone, czarne włosy podkreślały wyjątkowe rysy twarzy sprawiając jednocześnie życzliwe, dzikie pożądanie wśród mężczyzn. Była najprawdopodobniej kochanką wspominanego wcześniej mężczyzny. Jej nieszczególnie długie życie runęło wraz z ostatnim uderzeniem serca. Nie był to zawał lecz przewrotny los, który zadrwił z jej delikatności. Żyrandol urwał się spod sufitu. Z impetem spotkał się z blatem solidnego stołu i oderwana część ostra jak mityczna katana przebiła jej klatkę piersiową.

To nie była jedyna ofiara spadającej, świetlistej bomby. Dwójka przyjaciół w średnim wieku siedząca naprzeciwko siebie podniosła swoje zady do góry i nachylając się ku sobie chciała stuknąć się kieliszkami. Jednak wiszące nad nimi fatum postanowiło również skorzystać z okazji, by energicznie trzasnąć ich obu miażdżąc głowy. Jak na złość zostali połączeni wieczną przyjaźnią.

Mniej szczęścia miały ich wybranki trafione również odłamkami rozbitego żyrandolu. Czarnoskóra dziewczyna o wybitnie podniecających kształtach została oślepiona, by spędzić ostatnie minuty swego żywota w ciemnościach. Słyszała tylko krzyki mężczyzn i zawodzenie niewiast. Porażona przez strach uniosła niefrasobliwie swoje ciało osadzone na długich nogach zakończone wysokimi szpilkami. Wpierw przewróciła krzesło, potem uderzyła się o kant blatu, by odbić się od niego lądując na końcu na wystającą do góry nogę od siedliska. Przebita na wylot z wypływającymi flakami umierała w męczarniach przez kilkanaście sekund.

Jej koleżanka, którą poznała będąc jeszcze panną przyjęła na śliczną buzię kilka ostrych pocisków. W bólu podskoczyła do góry i biegnąc jak oszalała nie zauważyła leżącej na ziemi tacy z wywróconym jedzeniem. Potknęła się i mocno zdzieliła się w czoło o kant barku. To jednak jej nie zabiło. Poturbowana legła na miękkim dywanie, gdzie ze względu na niefortunny zbieg okoliczności jej krtań została zmiażdżona przez but zdezorientowanego mężczyzny. Odeszła z tego świata nie mogąc po prostu złapać tchu.

Jej przypadkowy morderca również nie miał szczęścia. Wystraszony tym co zrobił odskoczył do tyłu uderzając plecami o ścianę, na której zostały powieszone dwa kolekcjonerskie miecze. Uderzenie było tak silne, że drgania przebiegły jak stado dzikich zwierząt do góry. Wibracje popchnęły nagie ostrza wbijając się w ciało i zatrzymując się dopiero głęboko w płucach. Leniwie opadł na ziemię składając się w pół.

Ostatni uczestnik zabawy siedział po lewej stronie gospodarza. Jadł pieczoną nóżkę od kurczaka popijając ją winem, gdy całe synchronizowane przedstawienie rozpoczęło swoją farsę. Zakrztusił się alkoholowym trunkiem, by w rozpaczy uderzając się pięścią o klatkę piersiową nie zauważyć nadciągającej z wielką prędkością przeszkody, która momentalnie ścięła go z nóg. Upadł na kolana, rozbił głowę o kant stołu, by ostatecznie udusić się w pozycji embrionalnej.

Do właśnie takiego miejsca wszedł nieznajomy ubrany w dostojne szaty podkreślające jego szlachetne korzenie. Rozejrzał się zniesmaczony pruderyjnym widokiem. Obszedł dookoła nietuzinkowej wystawy perfidnego pecha. Ocenił pobieżnie wyrytą na metaforycznych piktogramach kruchą śmiertelność i z wymalowanym rozczarowaniem opuścił pomieszczenie. Widocznie nawet Śmierć potrafi się spóźnić na swój własny bal, na który zaprosiła wspomniane towarzystwo.