Oto pieśń dla tych wszystkich, którzy nie czekają na weekend, nie czekają na kolejną wypłatę czy coroczne wakacje. Oto kantylena dla tych, którzy czekają po prostu na szczęście, którego nie potrafią doprosić się od wulgarnego fatum będącego trującym bluszczem kolejnych nikłych wiosen.
Oto serenada dla uciśnionych starców mentalności, którzy nie mogą – choć tego łakną i potrzebują – poczuć się chociaż na chwilę znów młodym na umyśle pełnym wigoru, natchnienia i nieskrępowanej wyobraźni przekraczającej boskie prawa i obowiązki.
Oto aria dla słabych wychowanych przez dobre, naiwne serca wierzące w nierealne ideały pełne sprzecznych dywagacji, zmiennych koniunktur, łasych przyjaciół i niezależnych wrogów.
Oto chorał dla wiecznie zmęczonych życiem wędrowców, którzy zagubili się w labiryncie dżungli kamienia, cementu i stali, gdzie w strumieniach tętniącego żywota zamiast wody płynie pieniądz.
To przede wszystkim ballada dla tych co nie mają głosu, ponieważ żyją na marginesie społecznym przygniatanym piramidalnym kształtem cywilizacji. Dla tych, co chowają się w cieniach zgniłych moralnie kręgosłupów próbując uciec od ludzkiej podłej natury.
Oto symfonia dla przegranych, którzy nie potrafią odwrócić swego podłego, mizernego losu, bo wmówiono im żeśmy kowale własnej, czerstwej i przede wszystkim zakłamanej doczesności.
Oto lauda dla wiecznych tułaczy co nie potrafię odnaleźć swojego miejsca na tym przedziwnym, skomplikowanym świecie równych i równiejszych zwierząt, gdzie świnie założyły korony z mchu i wodorostów.
Oto modlitwa dla wszystkich urodzonych pod nieszczęśliwą gwiazdą Abrahama, gdzie wiecznie czeka miecz Damoklesa wśród oparów niezdrowego absurdu.
Oto canzona dla tych co zostali pożarci przez wiecznie głodną depresyjną bestię o stu tysiącach głów. Nie widzą oczami żalu barw i kolorów i nie słyszą uszami nienawiści pstrokatych, intrygujących dźwięków i nie czują zmysłami czułości wiatru, chłodnego lodowca i bryzy szczęśliwości.
Oto szanta dla zdradzonych introwertyków jestestwa co przespali szansę na wskoczenie do ekspresu do życia.
Oto psalm dla samotnych dusz zamkniętych w czterech ścianach własnej egzystencji, którzy teraz gderają przed lustrem nad swoją niedolą.
Oto gondoliera dla upadłych, zranionych i pozbawionych wiary duszyczek.
Oto piosnka, piosenka, pieśń… dla nas wszystkich, a brzmi ona słodko jak kwiat rozpusty, przyjemnie jak letni wicher o poranku, błogo jak cisza przed burzą więc wsłuchaj się pomruku dzikiej fantazji, bo nie dźwigasz tego ciężaru sam. Jest nas wielu i w każdym z nas bije serce co szepcze: Keelah se’lai*.
* „w wolnym tłumaczeniu” – za świat, który chciałbym ujrzeć