
W podziemiach opuszczonego Zamku Wszechmyśli coś znów hałasuje. Stłumiony brzdęk jak nić Ariadny prowadzi nas, śmiałków przez labirynt zamkniętych drzwi. Martwica kolejnych wersów wydrapała swe nikczemne znamiona na ceglanych ścianach ugryzionych zębem czasu. Gdzieniegdzie spostrzec można jednak pozostawione plomby na znak pojednania. Więc idąc wysłużonym korytarzem odczytujemy kolejne wersy zapomnianej melodii Wszechmyśli. Ta kompozycja niedoli wyśmiewa podniosłe, mdłe schematy życia codziennego i prowokuje do wspólnej wyprawy w głąb jestestwa.
Zatem zachęceni przez mściwe demony zapomnienia i rzucone przez nie uroki schodzimy do katakumb jak heroiczny Tezeusz, szukając własnego Minotaura. Przyciąga nas w końcu pieśń utkana z mrocznej sieci wyobraźni. Jesteśmy jak ryby złowione przez pstrokatych wędkarzy. Bije nas po oczach kakofonia barw, nikczemnych kształtów i przerażających scen. Spijamy te wizje niczym łapczywi bogowie kosztują ambrozje i stajemy się jednością z kultem.
I gdy nasza podróż łaskotana przez dźwięki pękających kajdan dobiega końca możemy upaść na kolana widząc otwartą księgę, z której wylewają się słowa. To te małe baśniowe twory stukające w alfabet literatury hałasują tak przyciągająco. Skaczą po podłodze, latają w powietrzu, rozciągają się, puchną, przeobrażają na każdą modłę znaną światu i układają psalmy złowieszcze, litanie na dobranoc czy też piękne strofy, burżuazyjne fikołki albo zbyt bogate, paskudne analfabetyzmy. Jedne są przystępne dla ogółu, inne wyjątkowe jedynie dla garstki niewybrednych koneserów.
Tak czy siak, są oznaką życia – ponownych narodzin w starym stylu bez szukania nowych ścieżek. Więc upada mit przestoju. Umiera legenda o wyczerpanym źródle, ponieważ powracają siły a wraz z nimi nadciągają złowieszcze wersety, krew, mrok oraz upadli antybohaterowie. Zatem – zdrowie was wszystkich, bo nadchodzi kolejna nawałnica ciemności i horroru w najbardziej dosadnym tonie, ale o tym już w nieco mniej poetyckim wpisie. Teraz rozkoszujcie się otwartą księgą Wszechmyśli!