25 maja 2018 - Własne przemyślenia

Wyruszyłem w podróż z płaczem przymuszony bez własnej woli. Zostałem wypchnięty jak każdy człowiek z ciemnej, bezkresnej otchłani do świata pełnego harmonijnego chaosu. Co chwilę zrzucałem skórę szukając tej właściwej. Dłubałem, wyginałem, szlifowałem niedbale w glinie, z której powstałem. Błądziłem zagubiony przez uporczywy natłok myśli i ról do obsadzenia. Łgałem, cierpiałem, radowałem się, topiłem się w smutkach, umierałem przy każdym zderzeniu z okrutną rzeczywistością. Nie potrafiłem zaakceptować jej zdumiewającej natury tak innej od dziecięcych wyobrażeń. Nadal nie potrafię.

Zbyt wiele ziaren piasku w klepsydrze życia wyślizgnęło się przez moje otępiałe palce. Nieludzko zadrwił ze mnie los przy pomocy moich własnych osądów. Decyzje jakie podejmowałem w przeszłości ukształtowały karykaturalną formę błazna cierpiącego na puste, uginające się od malowniczego kurzu półki w mym prywatnym domostwie. W założeniu miały lśnić spełnionymi marzeniami. Pękać pod ciężarem pogodnych nagród, docenionych słów, a małe stópki miały wybijać skoczną melodię spełnienia.

Jednak półki są puste jak wspomniałem. Deski skrzypią, ale od samotności. Bezcielesne echo majaczy zdechłymi ambicjami, by jak żywe trupy powracać po czasie w nocnych koszmarach. Ból niespełnionego istnienia przetacza się przez ciało fizyczną formą uginając, wyginając i łamiąc wszelkie opory pozytywizmu. Stawy trzeszczą, mięśnie sztywnieją, skóra swędzi. Oto obraz człowieka z balastem chorej ambicji, z lichym kunsztem ciągnącym jak szaleniec sanie ociężałe od niepowodzeń.

Właśnie tak wchodzę w trzecie dziesięciolecie. Skołowany, uparty, cierpiący, pełny gniewu, żalu. Tylko gdzieś w oddali majaczy jak kłamliwa fatamorgana na horyzoncie jestestwa złoty punkt. Upragnione spełnienie przeobrażone w nadlatującą jaskółkę jak zwiastun obietnicy, której nikt nie wypowiedział. Czekam zatem niecierpliwie chwytając się słownej brzytwy tłumacząc zmartwionym, po części wygasłym zmysłom, że teraz pochwycimy moment, gdy nadleci ze stosowną wszechmocą kreacji.

One tak samo jak ja są znużone błąkaniem się po dzikich terenach, na których nie czeka tytuł, królestwo i księżniczka. I nie prawdą jest, że jeśli odnajdzie się drogę do własnego portretu przedstawiającego prawdziwą wizje samego siebie to życie w postaci świata stanie się łatwiejsze. Doczesna wędrówka tylko dla głupców jest delikatna jak wiosenny wicher. Z tego względu jestem zmęczony tułaczką wiecznego wędrowca. Pragnę odnaleźć spokój w domostwie pełnym zrealizowanych celów, ciepła bijącego od ognia natchnienia w kominku i słodkiej bryzy kobiecego wdzięku. Zatem w rocznicę zesłania mnie na ten pokrętny, zwichrowany byt doczesnej udręki zaciskam pięść, zagryzam wargi, by w teatralnym spokoju czekać na wspomnianą jaskółkę zmian karmiąc się, jak dotychczas, słowami własnej wyobraźni.