
Kosmos mnie wzywa. Idę więc nie zważając na pogodę wokół mnie. W powietrzu rozbrzmiewają huraganowe zrywy. Gromy rozświetlają rozgniewane niebo, a deszcz karci wysokie wieżowce. Wiatr próbuje rozerwać niskie budynki i zerwać karoserię ze stojących na poboczu samochodów porzuconych przez tchórzliwych właścicieli. Strumienie wody jak rwąca rzeka płyną w dół główną arterią miasta zbierając po drodze wszelkie nieczystości i brudy tej przeklętej metropolii. Boży gniew trzęsie ziemią marną, po której odbywam swoją pielgrzymkę.
I powiem wam jedno – król jest nagi. Król jest inny. Zmieniłem się przez te milenia zaklęte w kilku akapitach mojego dawnego życia. Życia, które założyło nowe szaty pod naciskiem zdarzeń, które miały miejsce w przyszłości. Odległy czas zniekształcił to co było już raz zapisane. Tak jak ulewa przekształca miasto w labirynt wodnej furii tak słowa jednego czorta dokonały niemożliwego. To co dawniej było nie do przyjęcia, teraz stało się cudownym przekleństwem pełnym zjaw, zabobonów i nowych motywacji.
Byłem prywatnym detektywem uwikłanym w iście komiczny spór między wiecznym życiem a śmiercią, gdzie w środku tego bulgoczącego wywaru pełnego emocji kotłowała się jedna myśl w mojej głowie. Była to myśl o zemście. Nie liczyło się nic więcej niż wyrównanie rachunków z oprychami, którzy doprowadzili mnie na skraj załamania. Byłem potworem o piekielnym spojrzeniu i wybuchowym temperamencie. Byłem bestią, która narodziła się pod wpływem impulsu, pod wpływem nieudanego samobójstwa. Przemierzałem Haven City niczym Jeździec Apokalipsy trzymając w ręku zimną stal broni jakby była niebiańskim orężem. Nie pamiętam ile dusz wysłałem do piekła, ale…
Tak było kiedyś. Tak miało pozostać na wieki, ale znów pojawiło się to „ale”, ponieważ nic nie jest wieczne. Nawet, jak się okazuje, nasza przeszłość. Stałem się autsajderem o wampirze krwi poszukującym odpowiedzi na tematy większe niż mogłem sobie to wyobrazić. Większe niż moja zemsta, większe niż durny narkotyk o zielonej barwie i większe niż moje ludzkie życie okute Szeptem. Stałem się częścią świata tak bardzo kolorowego, tak bardzo różnorodnego, że aż przerażającego w swym bogactwie. Mity i legendy nabrały rzeczywistości tak jak niegdyś pod wpływem zielonego gówna upadłe anioły stały się moją codziennością.
Moje przekleństwo narodziło się na nowo i na nowo mnie ukształtowało. Jestem… inny a zarazem taki sam. Może od zawsze byłem wyjątkowy w swojej podłej naturze. Może skrzaty, elfy, wampiry i odwieczna przepowiednia były częścią mnie, ale z jakiegoś powodu widziałem jedynie mały fragment prawdy. Może moja przygoda w trzech aktach od zawsze była taka sama tylko ja nie potrafiłem albo może nie chciałem zaakceptować tych filerów nieprawdopodobieństwa.
Może, może i jeszcze raz może jak to morze, które powstało z licznych kałuż, które napuchły i urosły podczas tego huraganu trzęsącego całym miastem. Przebijając się przez ścianę deszczu wiem tylko jedno – to dopiero początek mojej drogi, ponieważ wiecznym tułaczem w zakamarkach historii pozostaje się do dnia, w którym nie wykona się ostatniego kroku. A w tej historii, w historii Michaela Knighta trzeba jeszcze wykonać dwa duże zrywy, aby przygotować grunt pod nową opowieść, bo każda symfonia zasługuje na godne zwieńczenie!
*** *** ***
A dla wszystkich zainteresowanych.
Pierwszą część nowej, kanonicznej historii przygód Michaela Knighta możecie znaleźć pod tym adresem —> Kronika Michaela Knighta