27 czerwca 2018 - Opowiadania Sci-fi

Łysiejący mężczyzna z pokaźnym, wystającym brzuchem zaciągał ustami rozżarzony papieros. Przytrzymał dym przez chwilę w płucach po czym wypuścił z grymasem niezadowolenia na twarzy. Nie znosił smaku tego syntetycznego cholerstwa, które miesięcznie zżerało jedną czwartą jego pensji. Zawsze, gdy kończył dopalać fajkę łapał go ciężki, charczący kaszel.

– Drogie świństwo wybrałeś. Podobno smakuje jak prawdziwe gówno z początku dwudziestego pierwszego wieku kiedy ludzie uwielbiali się truć nikotyną. – zza pleców wyskoczył młodszy detektyw z roztrzepaną na boki grzywką

– Smakuje to cholerstwo dużo gorzej niż je określiłeś. – zaciągnął się ponownie z jeszcze większą niechęcią wymalowaną na podłużnej twarzy

– To po co w ogóle palisz syntetyka?

– Żeby cię wkurzyć łajzo. – wypuścił dym z ust. Po krótkiej męczarni z okrutnym kaszlem cisnął niedopałek na bok, który przeturlał się popychany przez świdrujący tej nocy zimny wiatr na krawędź budynku. Zatańczył robiąc kapryśnego fikołka, by po chwili spaść w ramiona miejskich ulic. – Dobra, weźmy się do roboty. Co my tutaj w ogóle mamy?

Jego lewe oko będące wysokiej jakości implantem zabłysnęło karmazynowym światłem. Para policjantów stała nad ciałem nagiego mężczyzny podziurawionego przy pomocy leżącym tuż obok zakrzywionego noża z prawdziwej stali. W obecnych czasach przedmiot ten można było zaliczyć do eksponatów muzealnych, ponieważ praktycznie zrezygnowano z ostrych przedmiotów w domach zastępując je androidami do prac domowych.

– Kolejny, cholerny samobójca. – odparł drugi oficer, który wyraźnie utykał na lewą stronę. Nie było go stać na droższą protezę nogi więc musiał się zadowolić podstawowym ubezpieczeniem państwowym, które przyznało mu kończynę z odzysku. Posiadała defekt w postaci słabo zginającego się kolana – To już czwarty w ciągu ostatniego tygodnia.

– Jezu. – jęknął z niechęcią – Nienawidzę tej papierkowej roboty. – rozpoczął pobieżny skan wypełniając raport podłączając się do chmury policyjnych danych – Ci ludzie to mają fantazję. Zamiast strzelić sobie w głowę to musiał się zadźgać prymitywnym narzędziem.

– I to szesnaście razy! – zauważył cynicznie – To się nazywa nienawiść do życia. – podrapał się po gładko ogolonej brodzie wyglądając na kogoś kto próbuje sobie coś przypomnieć – W zeszłą środę miałem dopiero denata z wyobraźnią. – odparł podekscytowany – Wpierw sądziłem, że podciął sobie gardło, bo taką informację dostałem od przełożonego, ale okazało się, że gościu obciął sobie głowę i wyrzucił do śmietnika. Rozumiesz? Do śmietnika. – parsknął zdrowo śmiechem pokazując tytanowe zęby ukształtowane na popularnej retro modzie wampiryzmu.

– To ten tutaj – kiwnął zachęcająco głową wskazując głęboką ranę ciętą na szyi przez którą można było zobaczyć język – faktycznie podciął sobie gardło zanim rozpruł sobie bebechy.

– W ogóle nie rozumiem tego chorego prawa, że do samobójców wysyłają wciąż ludzi. – splunął na twarz denata z odrazą – Powinni wysyłać jedynie androidy. Porobiłyby zdjęcia, wysłały dane i sprawę można by było zamknąć w kilka chwil.

– Przede wszystkim byłoby wygodniej. – rozejrzał się po krwawym miejscu zbrodni widząc wyraźną smugę krwi zaczynającą się od stalowych drzwi prowadzących do wnętrza budynku aż do samego ciała przeciągniętego na sam skraj dachu. Nie zwrócił zbytnio na nią uwagi – A tak to my musimy spisać protokół jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości co tu zaszło. – podniósł ramiona zniechęcony do swoich obowiązków – W ogóle – wyciągnął kolejną syntetyczną fajkę przy dezaprobacie partnera – zauważyłeś, że po wprowadzeniu nowego prawa zakazującego morderstw ludzie częściej popełniają samobójstwa?

Niższy mężczyzna pokuśtykał w prawą stronę unikając szarego dymu papierosowego lecącego w jego stronę. Nie zważając na miejsce zbrodni podeptał dowody przeskakując ułomnie nad trupem. Przywołał po chwili wiszącego w powietrzu drona, który złożył się w locie w małą kostkę Rubika. Detektyw schował narzędzie do kieszeni swego brązowego płaszcza.

– Poważnie? – odchrząknął starając się przemyśleć temat – Naprawdę? Jakoś nie zauważyłem. – klepnął przyjacielsko w plecy – Za dużo czytasz głupot. Teraz masz tego efekty! Jakieś głupkowate teorie spiskowe. Daj sobie spokój. – odparł kąśliwie gibiąc się jak wahadło od starego zegara puszczone w ruch

– Może masz rację. – dopalił drugą fajkę wiedząc, że po niej pozostanie moralny kac w postaci uciążliwego bólu głowy. Przełknął gorzką ślinę wiedząc, że w apartamencie czeka na niego duża dawka płynnego środka przeciwbólowego, którego bez żadnych skrupułów będzie mógł zażyć – Chyba ludzi od pewnych rzeczy się nie oduczy.

– Dokładnie! W końcu – podszedł bliżej krawędzi, by wskazać palcem na rozłożone na horyzoncie slamsy jak rak toczący zdrową tkankę miasta – rząd zakazał dawno temu biedy, a oni wciąż siedzą w tej chorej dziczy. Dlaczego? – zaczął wymachiwać rękoma jakby tłumaczył zawiłe pojęcia filozoficzne – A już ci mówię. To z przyzwyczajenia. Tak samo tutaj. Ludziom zakazali mordować to zabijają siebie, bo nie mogą się zasymilować do nowego trybu życia.

Drugi mężczyzna słuchał uważnie przytakując w zadumie. Po wypaleniu dwóch cynicznie obrzydliwych smakowo syntetycznych papierosów, spisaniu protokołu zgodnie z przyjętą ustawą o zakazie morderstw oraz posłuchaniu kolejnego wywodu na temat ludzkiej natury, postanowił, że na dzisiaj ma dość.

Ponadto był środek nocy. Obaj byli wkurzeni z tego powodu, że zostali przymusowo ściągnięci do samobójstwa, więc nie przedłużając tej okropnej męczarni postanowili rozejść się do domów. Filozof szybko opuścił dach wieżowca. Łysiejący detektyw jeszcze zarzucił spojrzeniem na panoramę rozświetlonego pstrokatymi reklamami miasta. Zerknął z niechęcią jeszcze raz, by uspokoić sumienie, na nagiego denata. Podszedł bliżej, gdy ujrzał błyszczący się przedmiot niewielkich rozmiarów. Trup trzymał „coś” w dłoni. Z uwagą pochylił się, by obejrzeć to ustrojstwo z bliska. Wtedy rozległ się strzał, po którym padł martwy.

– Kolejny, cholerny samobójca. Skąd u was bierze się taka ciekawość? – rzekł ponuro partner, który rzekomo opuścił miejsce zbrodni. Splunął na korpus martwego detektywa, by nucąc wesołą melodią zniknąć w cieniach nowoczesnej cywilizacji